Przejdź do głównej zawartości

2.

Zapukałam do wielkich drzwi. Były wykonane z czarnego szkła i zupełnie nic nie było przez nie widać tak samo jak przez inne, mleczne, za którymi z pewnością było pomieszczenie. Pomieszczenie, do którego bałam się wejść. Taca będąca w moich rękach niespokojnie podrygiwała przez co łyżeczka na spodku filiżanki wydawała dziwny i jak dla mnie w tej chwili przerażający dźwięk. W uszach czułam pulsowanie. Nie wiedziałam czy to przez to,że znajdywałam się na najwyższym punkcie budynku czy z nerwów. Nie spodziewałam się, że aż tak na mnie zadziała głos w słuchawce. Był władczy  - zupełnie jak "jego" , ostry - "zupełnie jak jego" i zdecydowanie był mega wkurzony. To raczej łagodne określenie samopoczucia właściciela. Raczej powinnam powiedzieć,że był wkurwiony na całego. Chyba coś poszło nie tak. Z tego co mi było wiadomo był na jakieś konferencji i miał wrócić za kilka dni. Wrócił wcześniej i teraz przez niepowodzenia mam ja za to obrywać?  Dlaczego to ja muszę mu przynieść tę cholerną kawę. Nie miał nikogo innego? Wokół niego jest tyle ludzie ale musiało akurat paść właśnie na mnie. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że jedno z szarych biurek jest wolne. Uniosłam brwi jakby miało mi to pomóc rozwiązać zagadkę. Kiedy ponownie spojrzałam przed siebie zauważyłam, że drzwi które przed chwilą były zamknięte teraz są otwarte a postać będąca za nimi siedzi przodem do mnie i przygląda mi się. Sama nie wiem czy z zaciekawieniem a może ze zdenerwowaniem. Nie, to zdecydownia wkurw. Nawet nie wiem czy istnieje takie słowo w słowniku. Tak czy inaczej nie pomogło mi to wcale a wcale. Czułam jak nogi mi drżą, może nawet bardziej niż ręce. 
-Dzień do....
-Nareszcie przyniosłaś moją kawę. Myślałem, że się przykleiłaś do podłogi-warknął przerywając moje powitanie. Ton głosu brzmiał identycznie jak przez telefon. A nawet groźniej. Spowodowało to u mnie jeszcze większe zdenerwowanie. 
-Prze....przepraszam Panie Cl...
-Postaw to na biurku i wyjdź-rozkazał ponownie przerywając moją wypowiedź. Wykonałam jego polecenie. Podeszłam do biurka i ostrożnie ściągnęłam filiżankę z tacy stawiając ją na biurku. Już myślałam, że będę mogła odejść gdy niespodziewanie filiżanka z kawą przewróciła się i cała jej zawartość wylała się na blat biurka oraz spodnie mężczyzny. Pisnęłam przestraszona nie wiedząc co mam robić. Jedynie co przyszło mi do głowy to przepraszanie ale to nie pomagało. 
-Kurwa. Ty głupia dziwko-wrzasnął wstając z krzesła jak poparzony. Bo w sumie został. Kawa była gorąca. Świeżo parzona. 
-Prze..ja nie chci...
-Gówno mnie to obchodzi co chciałaś a czego nie. Wynoś się stąd. Niech Cię nie widzę-ryknął jak rozwścieczony lew. Brakowało mu tylko grzywy wokół głowy. 
Byłam tak spanikowana i wystraszona, że nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. strach zupełnie mnie sparaliżował. Poczułam szarpnięcie za ramię i jak przez mgłę zauważyłam, że mężczyzna ciągnie mnie do wyjścia. Był silny i stanowczy. Nagle wszystko do mnie wróciło. Poczułam jak zaczynają mnie piec oczy. 
-Przepraszam-w końcu udało mi się dokończyć swoją wypowiedź, ale było już za późno. Czarne oszklone drzwi zatrzasnęły się za mną i jedynie co widziałam to swoje ciemne odbicie. 
Nie wiem ile tam stałam ale ruszyłam się dopiero wtedy gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Od razu się wzdrygnęłam. Nie lubiłam jak ktokolwiek mnie dotykał. Odskoczyłam momentalnie pozbywając się dotyku i odwróciłam się do właściciela ręki, a raczej właścicielki. 
-Hej...nie załamuj się. Musisz się przyzwyczaić. On już taki jest-powiedziała kobieta  wyciągając w kierunku mojego ramienia dłoń. Szybko się odsunęłam. Zrozumiała to i cofnęła się robiąc większy dystans między nami. 
-Jestem Klaudia. Co się stało jeśli mogę wiedzieć?-zapytała. Była bardzo ciekawa jednak nie miałam w tej chwili ochotę na rozmowę. Pokręciłam tylko głową i ją minęłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy swoim biurku. Z dala od tego tu. Nadal z trzęsącymi nogami ruszyłam do windy, którą zjechałam na piętro niżej. Olivia uważnie mi się przyglądała. Ona jako jedyna była mega spostrzegawczą osobą. 
-Aż tak źle było?-zapytała wprost. 
-Nawet nie pytaj. To coś się nie powinno nazywać człowiekiem. Wywlókł mnie ze swojego gabinetu jakbym była jakąś szmatą-ostatnie słowo powiedziałam nieco ciszej bo już widziałam jak w połowie mojej wypowiedzi jej oczy robią się jak pięciozłotówki. Myślałam, że ją tym nie zaskoczę, a jednak się myliłam. 
-Diana Drake Cię woła-krzyknął do mnie Martin siedzący dwa biurka dalej. Kiwnęłam głową ze zrozumieniem i spojrzałam na Olivię. 
-Czyżby wieści szybko się rozchodziły? Zwolni mnie jak nic-powiedziałam poprawiając swoje ubrania jakby to miało mi jakoś pomóc przed utratą pracy. 
-Jeśli nie zrobiłaś nic złego nie masz się  o co bać. Trzymam kciuki-powiedziała dziewczyna uśmiechając się. 
Znałam ją dopiero tydzień a naprawdę ja polubiłam. Była jedną z tych, która zawsze była pozytywnie nastawiona. Była ode mnie trzy lata starsza i według mnie o wiele ładniejsza. Jej ciemne włosy sięgały do ramion, a zielone oczy były kwintesencją jej pięknej opalonej twarzy. Była wyższa ode mnie ale wcale nie odejmowało jej to uroku. Zresztą wątpię,żeby ktokolwiek interesował się jej wzrostem. Większość facetów najpierw patrzy jej na piersi. Były duże i w kształcie idealnie zaokrągone. Chciałabym takie mieć, ale niestety mnie natura nie obdarzyła. On nie raz próbował namówić mnie na operacje plastyczną. Według niego miałam wszystko do poprawki. Już wtedy powinnam go zostawić i wiać gdzie pieprz rośnie. Zapukałam do gabinetu szefa i po cichym "prosze" od razu weszłam. 
-Wołał mnie Pan?
-Tak. Usiądź Diano-czyżby to miało być coś poważnego. Nie przekształcił mojego imienia. Był skupiony. To coś co widziałam u niego tylko jeden raz. 
Pewnie już się dowiedział co zrobiłam. Nagle zaczęło mi zależeć na tej pracy. Nie mogłam jej stracić. Z czego będę żyć. Rachunki, opłaty, jedzenie. To wszystko kosztuje. 
-Dzwonił do mnie Thomas-zaczął nerwowo bawiąc się swoimi kciukami u dłoni. 
Zajebiście. Popełniłam jeden błąd a on już mnie zwalnia. Co za burak. Gdybym się go tak nie bała od razu bym mu wygarnęła co o nim myślę. 
-Będziemy musieli się pożegnać na jakiś czas-dodał czekając na moją reakcję, ale jak ja miałam zareagować. Straciłam pracę. Czy jednak nie? Zaraz. "Na jakiś czas?" O co mu chodzi. 
-Na jakiś czas? Ale co się stało? Ja naprawdę nie chciałam oblać go tą kawą. Ręce mi się trzesły ze zdenerwowania i tak jakoś wyszło-tłumaczyłam się. Chyba miałam do tego prawo. 
-Kawa? Jakoś wyszło? O czym ty w ogóle mówisz Diano. Zresztą nieważne-machnął ręką i pokrecił głową. Wydawał się już mniej spięty i nie tak oficjalny jak na początku. -Dlaczego musimy się pożegnać?-dopytywałam i kiedy Pan Mason mi wszystko wyjaśnił siedziałam z otwartą buzią i patrzyłam na niego. Nie wierzę. w najgorszych snach bym się tego nie spodziewała. Dotarło do mnie, że chyba wolałabym już stracić tę cholerną robotę. 
Cholera no.. 

Komentarze